[TNWB] Rozdział 4: Koniec Świata: Śmierć Ziemi nadciąga

 Rose biegła korytarzem. Jej stopy uderzały o ziemię w rytmie bicia jej serca. Słyszała, jak Doktor ją woła. Nie mogła odpowiedzieć. Jak miałaby mu powiedzieć, że zawaliła? Jak miała mu powiedzieć, że steward umierał, w trakcie ich rozmowy? Kręciło jej się w głowie, czuła lekki ból w czole. Zawaliła, zawaliła. Jej oddechy były nieregularne, każdy wdech boleśnie naciągał jej płuca. Komputer gadał jej nad głową, przypominając jej o filtrze przeciwsłonecznym. Szybciej przebierała nogami. Jej buty stukały miarowo o podłogę przy każdym kroku. Gorąc wlewał się do korytarza znad gabinetu stewarda. Nie zdąży.

Poczuła wstrząs, gdy została pociągnięta za ramię. Chłodna ręka Doktora zacisnęła się ciasno wokół niej, obracając jej twarz ku niemu

– Co ty wyprawiasz? – Spojrzał jej w oczy, w jego - niebieskich, malowało się pytanie.

– Ja… – Rose zbladła. Nie wiedziała jak odpowiedzieć na to pytanie – Musimy sprawdzić, czy wszyscy są bezpieczni, prawda? – wyciągnęła swoje ramię z jego uścisku i odwróciła się w połowie korytarza. Jej serce biło głośno, gdy patrzyła w kierunku, w którym znajdowało się biuro stewarda.

– Pewnie, że musimy, ale dlaczego biegniesz w tę stronę? – Rose zatrzymała się. Mogłaby skłamać, powiedzieć, że w panice pomyliła kierunki, ale wtedy po prostu pociągnąłby ją z powrotem w stronę galerii. Jeśli powie mu prawdę, będzie pytał skąd wiedziała, gdzie był steward

– Ja… nie wiem  – przyznała. Spojrzała przez ramię na korytarz. Nawet tutaj mogła poczuć gorąc wypływający ze Słońca, zalewający stację. Cassandra najwidoczniej dezaktywowała już filtr przeciwsłoneczny – Doktorze, coś się…

– Doktor! Rose! – Profesor przybiegła, ciągnąc za sobą niebieskiego mężczyznę. To był steward. Rose odetchnęła z ulgą – ktoś dezaktywował filtr przeciwsłoneczny. Próbowano zabić stewarda – Profesor stanęła jak wryta obok nich. Steward wpadł w nią, pot zalewał jego bladą, niebieską twarz. Rose poczuła falę ulgi zalewającą jej ciało, jej serce uspokoiło się. Był cały. Profesor posłała jej szybki, wszystkowiedzący uśmiech.

– Co proszę? – Doktor odwrócił się, machając ręką w powietrzu, ponad ramieniem Rose. 

– To nie była kieszeń grawitacyjna – Profesor wykrztusiła na wydechu. Oparła dłonie na kolanach.

– Nie, wiem jak wyglądają kieszenie grawitacyjne, to nie było to – Doctor zamilkł, marszcząc brwi – Silniki… chodzą inaczej. Jakieś trzydzieści herców wyżej. Czy to nie podejrzane? – SPojrzał na ich trójkę, jakby spodziewał się, że też usłyszą silniki. Rose pokręciła głową i zatrzymała się patrząc na twarz Profesor. Kobieta miała skupiony wyraz twarzy jej głowa była lekko przechylona. Słuchała… To było dziwne. Mogła przysiąc, że kobieta była człowiekiem, ale może jednak nie. Kolejna zagadka do rozwiązania.

– To dziwne – Profesor wyprostowała głowę i spojrzała pomiędzy nimi – Może powinniśmy sprawdzić maszynownię – odwróciła się do Doktora. Ten uśmiechnął się, widocznie usatysfakcjonowany jej inicjatywą

– Fantastycznie. Stewardzie, sugeruję, żebyś zebrał swoich pracowników, upewnij się, że wszyscy goście mają się dobrze. Rose, Profesor, chodźmy do maszynowni – Doktor odwrócił się i ruszył korytarzem

– Ale- Ale… – Steward wybełkotał. Rose ułożyła dłoń na jego ramieniu

– Nie martw się, naprawimy to. Obiecuję – usĶiechnęła się i delikatnie popchnęła go w odpowiedni korytarz. Profesor Tyler objęła Rose ramieniem, prowadząc ją za Doktorem

– To jak, masz już swój super-telefon? – wyszeptała

– Tak – odpowiedziała Rose, przechylając głowę, gdy przyglądała się kobiecie – Dlaczego to takie ważne? – Profesor zatrzymała się

– Daj go na chwilę

– Po co?

– Po prostu daj – pokręciła głową, wyrywając jej telefon, gdy tylko go wyciągnęła. Szybko go otworzyła i z niewielkim grymasem irytacji zaczęła w nim pisać – Masz – podała jej go z powrotem i ruszyła dalej za Doktorem – Teraz będziesz mogła do mnie zadzwonić – Rose spojrzała na ekran. Nowy numer był zapisany pod nazwą „Profesor”. Huh…

– Rose! - podniosła wzrok. Doktor czekał na końcu korytarza

– Idę! – wsunęła telefon z powrotem do kieszeni.

Korytarz techniczny był ciasny, jeśli szło się nim w trójkę. Ramię Rose wbijało się w Doktora pod nieprzyjemnym kątem, podczas gdy poruszali się omijając plątaninę rur i kabli.

– Kto odpowiada za Pllatformę nr 1? Jest jakiś kapitan, czy jak? – Doktor próbował odwrócić się do Profesor, przypadkowo popychając Rose.

–Oi!

– Wybacz – uśmiechnął się przepraszająco. Profesor obserwowała ich ze śmiechem

– Jest tylko steward i pracownicy, cała reszta jest obsługiwana przez komputer.

– Ale kto tym wszystkim zarządza?

– Korporacja. Przerzucają Platformę z jednego wydarzenia artystycznego na inne – rudowłosa wzruszyła ramionami.

– Czyli ty? – dopytała Rose. Profesor zaśmiała się i pokręciła głową

– Nie, moja rodzina po prostu wysłała mnie, żebym mogła pooglądać. To placówka czysto automatyczna. To najwyższy format klasy Alpha. Nic nie może pójść źle. – Rodzina? Nie korporacja. Rose zapamiętała tę informację

– Niezatapialny? – blondynka przewróciła oczami na to porównanie

– Jeśli tylko chcesz– odparła Profesor, patrząc na Rose. Jej twarz nadęła się i próbowała powstrzymać śmiech. Rose uśmiechnęła się. Doktor szedł dalej, nieświadomy ich milczącej rozmowy.

– Mnie to mówisz. Byłem raz na innym statku. Mówili, że jest niezatapialny. Skończyło się na tym, że uczepiłem się góry lodowej – obie kobiety zaśmiały się na te słowa. Rose położyła dłoń na ustach, żeby stłumić śmiech, gdy Doktor odwrócił się z pytaniem w oczach. Profesor wydawała się szybciej dochodzić do siebie, a uśmiech był jedyną pozostałością jej rozbawienia — Wcale nie było zimno – kontynuował, sprawiając, że Rose uniosła brwi. Potrząsnęła głową. Nie zrozumiałby, jak dziwnie to brzmiało, gdy mówił takie rzeczy. Doktor przystanął – Czyli mówisz, że jeśli wpadniemy w tarapaty, to nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc? – Rose ocknęła się na te słowa. Może i wiedziała, jak sprawy potoczyły się ostatnim razem, ale to nie znaczyło, że nic nie mogło się skiepścić. Profesor ułożyła dłoń na ramieniu Rose i uspokajająca obecność naparła na jej umysł. Prawie podskoczyła w zaskoczeniu. Spokój, co było oczywiste, pochodził od kobiety, ale miała wrażenie, że zna ten umysłowy dotyk, czuła ją prawie jak TARDIS. Też jest telepatką. Profesor uniosła ostrzegawczo brew.

– Obawiam się, że nie – ścisnęła ramię Rose i wypuściła ją. Jej ciepła obecność zniknęła z jej umysłu, pozostawiając za sobą pustkę. Rose zadrżała na to uczucie. Poczuła samotność, taką samą, jak gdy utknęła cały wszechświat od TARDIS.

– Ach, jesteśmy! – Doktor wyciągnął sonik. Przed nimi znajdowały się szerokie, metalowe drzwi. Wysoko nad głową Rose, na ścianie nad drzwiami, tłustymi, dużymi literami napisane było „Sterownia”. Sonik brzęczał, przerywając ciszę, aż w końcu drzwi kliknęły – Cóż drogie panie, witam w maszynowni – otworzył drzwi i uderzyła w nich fala ciepłego powietrza, rozwiewając włosy i ubrania Rose – Trochę tu duszno… – Na końcu przejścia cała trójka obserwowała, jak duże wentylatory krążą, a ich ostrza prawie drapają po podłodze – Dobra, to świetna klimatyzacja. Ładna, staroświecka. Założę się, że mówią, że to retro – Doktor odwrócił się, prowadząc ich do panelu. Szybko go przeskanował i odskoczył, gdy metalowy pająk wypełzł się z przewodów. Rose szybko go złapała, zanim zdążył uciec. Metalowe odnóża drapały jej ramiona. Doktor obrócił się w jej stronę, szybko celując swoim śrubokrętem w robo-pająka, zanim zdążył wydłubać jej oczy. Metal zaiskrzył pod jego światłem, a nogi podwinęły się, jakby to był prawdziwy pająk.

– Co to jest ? – Profesor cofnęła się, stając tuż za Rose i zaglądając jej przez ramię na wyłączonego już bota

– Sabotaż – Doktor i Rose powiedzieli jednocześnie. Posłał jej szybki uśmiech, po czym rozejrzał się po szerokim pokoju

Filtr przeciwsłoneczny podnosi się. Śmierć Ziemi za dziesięć minut

– O nie – sapnęła Rose.

– A temperatura zaraz wzrośnie – Doktor pobiegł na platformę – Pospiesz się! – Profesor stanęła jak wryta

– Podnoszą filtr przeciwsłoneczny – Spojrzała z przerażeniem na Rose – Oni zamierzają nas spalić – Doktor odwrócił się. Rose czuła rosnącą panikę w pomieszczeniu. Nie wiedziała, jak to się skończyło. Ona ostatnim razem utknęła w pokoju i prawie się spaliła.

– Musimy obniżyć temperaturę i ustabilizować osłony – Zwrócił się do Rose. Jego spojrzenie było dzikie. Nie chciał, żeby tak się stało, wiedziała o tym. Ale nadal się obwiniał – Ktoś musi zresetować silnik, żeby wypompować gorące powietrze

– Zajmę się tarczami – rzuciła spojrzeniem pomiędzy nimi – Całkiem nieźle radzę sobie z komputerami – wzruszyła ramionami i dotknęła czegoś jakby cylindrycznego w kieszeni

– Jesteś pewna? – Rose nie znała jej, przynajmniej jeszcze nie. Ale nie mogła zaryzykować śmierci kolejnej osoby, steward był wystarczająco blisko.

– Och, Rose… – Kobieta przyciągnęła ją do uścisku – Dam sobie radę, nie pozwoliłabyś mi umrzeć – odsunęła się od niej, posłała oczko i pobiegła w kierunku gabinetu stewarda. Rose patrzyła za nią. Czuła pulsowanie krwi w uszach. Chłodna dłoń chwyciła jej własną. Odwróciła się, by spojrzeć na Doktora, na jego twarzy był pocieszający uśmiech.

– Poradzi sobie. Przypomina mi trochę ciebie, tak właściwie – pociągnął ją ze sobą

Filtr przeciwsłoneczny podnosi się, Filtr przeciwsłoneczny podnosi się. Exoszkło zostało uszkodzone – Zabrzmiał komputer.

– Och, i zgadnij gdzie jest przełącznik do resetowania – Doctor westchnął i ścisnął jej rękę. Rose spojrzała i poczuła jak coś w jej żołądku zaciska się. Przełącznik był na końcu przejścia, przejścia z gigantycznymi, kręcącymi się ramionami wiatraków. Rose podłamała się, oczywiście nie mogło choć raz być łatwo. Doktor puścił ją, rozglądając się po pomieszczeniu i podbiegł do dźwigni. Pociągnął ją. Ostrza powoli, trzeszcząc zatrzymały się, a w ciepłym powietrzu zaskrzeczały piski. W ciągu kilku sekund Rose poczuła ciepło przenikające teraz nieruchome powietrze.

Nawet jeśli Profesor była w stanie obniżyć filtr przeciwsłoneczny, w stacji uwięziono wystarczająco dużo ciepła, aby osiągnąć niebezpieczny poziom. Rose czuła już, jak jej dłonie stają się śliskie od potu. Zdecydowanie musieli odfiltrować ciepło.

Exoszkło zostało naruszone. Temperatura zewnętrzna sięgająca pięciu tysięcy stopni. – Rose spojrzała na Doktora, myślał. Przytrzymując dźwignię, na jego czole pojawiła się żyła. Puścił dźwignię, obserwując, jak wachlarze zaczęły przyspieszać, aż stały się rozmazane. Rose zdjęła kurtkę i sięgnęła do dźwigni. Będzie musiała ją przytrzymać, kiedy będzie biegł.

– Idź – Wytężyła siły, jej ramiona nabrzmiały od wysiłku, którego wymagało przytrzymywanie zardzewiałego metalu. Ostrza zwolniły. Nie było to całkowite zatrzymanie, ale ludzkie ramiona mogły wytrzymać tylko tyle wysiłku. Doktor popatrzył na nią

– Ciepło będzie tu uciekać. Metale nagrzewają się naprawdę szybko – Wyciągnął do niej dłoń. Rose pokręciła głową i odepchnęła go. Chwilowa przerwa pozwoliła ostrzom ponownie przyspieszyć, a ona szybko cofnęła ręce, aby ponownie pociągnąć dźwignię w dół.

– Dam radę, nie wiemy, czy wyłącznik zadziała za pierwszym razem. Masz swój sonik – Skinęła głową w stronę urządzenia trzymanego luźno w jego uścisku – Poradzę sobie z odrobiną gorąca. Poza tym, jeśli teraz nie spuścimy ciepła, nie będzie miało znaczenia, czy filtr przeciwsłoneczny zostanie naprawiony – Rose pociągnęła za dźwignię, zaciskając dłonie, próbując walczyć z pokrywającym je potem – Poza tym, jesteś szybszy ode mnie. Po prostu idź! – Jej ramiona drżały z wysiłku. Doktor zatrzymał się, po czym potrząsnął głową i pobiegł przez chodnik. Rose patrzyła, jak pot zaczyna spływać jej po czole, a dłonie stają się śliskie. Doktor zanurkował pod drugim wachlarzem, który ledwie minął go o cal, a Rose starała się jeszcze bardziej spowolnić wentylatory. Miał rację, metal się nagrzewał i poczuła ciepło w dłoniach. Poczuła zapach spalonego mięsa i spojrzała w dół,  zobaczyła, że ​​jej dłonie wtapiają się w dźwignię. Patrzyła. Ból poczuła dopiero po chwili, szok powstrzymywał go przez kilka chwil. Wydała z siebie cichy pisk, gdy impuls dotarł do jej mózgu. Doktor odwrócił się do niej, będąc już w połowie kładki – Nic mi nie jest! Po prostu idź! – Ból był nie do zniesienia, ręce jej się ślizgały, a ostrza przyspieszyły.

Poziom ciepła krytyczny. Filtr przeciwsłoneczny stabilizuje się – Rose odetchnęła z ulgą. Jeśli upał jej nie zabije, przeżyją. Profesor dała radę. Rose dyszała z wysiłku. Czuła zapach jej ciała, ściskający się żołądek i żółć, która dostała się do gardła. Musiała po prostu wytrzymać trochę dłużej. Doktor był już prawie na miejscu, jej ramiona znów opadły. Biegł, próbując prześcignąć wiatrak. Rose walczyła, upadła na kolana i przycisnęła ciało do palącej dźwigni. Koszula wciskała się w jej klatkę piersiową, tworząc jedyną barierę chroniącą ją przed gorącem. Głowę miała ciężką, ciepło wciskało się do czaszki.

Naprawa egzoszkła – Rose poczuła, że ​​upada. Zimna podłoga napierała na jej płonącą skórę i Rose poczuła, że ​​zatapia się w jej objęciach.

– Rose! – Chłodne dłonie docisnęły się do jej czoła, odrywając jej od słodkiej ulgi zapewnianej przez kafelki na podłodze. Słyszała wirujący dźwięk ostrzy wiatraków gdzieś w tle, podczas gdy na nowo podjęły pracę i zaczęły kierować chłodne powietrze po jej ciele – Hej, nic Ci nie jest. Zostań ze mną – poczuł lekkie dotknięcie w policzek

– Doktor?

– Tak Rose – uśmiechnęła się

– Zrobiliśmy to – pociągnął ją do góry, blisko siebie. Przycisnęła swój poparzony policzek do. Niego, chłodna skóra była marnym zamiennikiem dla podłogi. Naprawdę chciała się jeszcze raz położyć.

– Tak, daliśmy radę – jego ramiona zacisnęły się wokół niej, podciągając ją do pozycji siedzącej – Musimy się dowiedzieć, kto to zrobił – zmarszczył brwi, zmarszczki pojawiły się na jego czole. Rose wyciągnęła dłoń, by je wygładzić. Patrzyła jak jego spojrzenie mięknie, sztorm uspokoił się, podczas gdy cofała dłoń – ale najpierw weźmiemy cię do TARDIS – przysunął się, by ją podnieść, gdy Rose zaczęła mówić

– Nie! – musiała tam być, zatrzymać Cassandrę

– Nie? – rose potaknęła

– Nie, ja… – zrobiła pauzę – wiem kto to – wstała, opierając się na Doktorze – wiem, kto to zrobił – chwycił ją w pasie, pomagając jej się utrzymać, zaraz zanim upadła

– W porządku, najpierw zajmiemy się tym, później zabiorę cię do TARDIS – Wyprowadził ją z pomieszczenia, po drodze schylając się, by podnieść jej porzuconą kurtkę. Wyszli na korytarz, kable i rurki wystawały ze ścian, dźgając Rose w bok. Jednostajny, spokojny szum zalał jej jaźń. TARDIS wepchnęła się delikatnie do jej umysłu. Przypomniała jej, że ból był tego wart, tym razem Jabe przeżyła, tak jak steward. Rose westchnęła i mochniej uchwyciła się Doktora swoimi sponiewieranymi dłońmi, ból zwiększył się na ten gest.

Trzy minuty do śmierci Ziemi – Jej oddech stał się nieco nierówny, gdy wyjrzała przez okno. Ziemia unosiła się spokojnie, nieświadoma niebezpieczeństwa panującego na stacji. Może tym razem mogłaby patrzeć. Coś pięknego, żeby zakończyć tę podróż. Koniec Ziemi i start jej nowej, a jednocześnie starej przygody. Poetyckie, pomyślała. Doktor zaprowadził ją na pokład obserwacyjny, zatrzymali się, patrząc na scenę przed nimi. Profesor stała po środku pomieszczenia, goście zwróceni byli w jej kierunku, gdy kontynuowała swoją przemowę

– …teleportacja przez pięć tysięcy stopni musiała potrzebować jakiegoś wspomagacza – odwróciła się do strusiego jajka i zamarła, zauważając Rose, podtrzymywaną przez Doktora, stojącego za nią – co się stało? – wpatrywała się ręce i twarz Rose, poparzone mięso było czerwone na tle jej bladej skóry. Rose wzruszyła ramionami.

– Naprawiliśmy… jak to się nazywało?

– Exoszkło – podsunął Doktor

– Własnie – blondynka przytakneła – to coś

– Co tu się dzieje? – Doktor zmienił pozycję, przyciągając Rose bliżej siebie. Dziewczyna odwróciła się do gości, zauważając nieobecność Cassandry. Znów się teleportowała.

– To była Cassandra, teleportowała się. Jednakże… – Profesor odwróciła się do fałszywego jaja i zgniotła je ręką – Pole teleportacyjne można odwrócić – poruszyła się, jakby chciała wyciągnąć coś z kieszeni, ale zatrzymała się. Odwróciła się do Rose i Doktora, a ciche bzyczenie wypełniło powietrze, gdy Cassandra znów pojawiła się na statku.

– Och, gdybyś tylko widział te ich kosmiczne twarzyczki – Cassandra zwróciła swoje oczy ku pomieszczeniu – Och – Odchrząknęła, by oczyścić gardło – Tak więc przeszliście mój mały test. Brawo. Dzięki temu macie możliwość dołączenia do… emm… Klubu Ludzi! – Doktor warknął i zrobił krok do przodu, zanim przypomniał sobie o Rose i cofnął się, by pomóc jej stać

– Ostatni człowiek… – na jego twarz wpełzł wyraz całkowitego obrzydzenia – Chciałaś zabić każdą osobę tutaj – Cassandra po prostu odpowiedziała

– To zależy od twojej definicji osoby, a to wystarczająco techniczna rzecz, by zawrócić twoim prawnikom w głowie. Więc pozwij mnie, Doktorze i patrz jak będę się uśmiechać, płakać i schlebiać – Cassandra zatrzepotała rzęsami, a Rose przypomniała sobie, dlaczego tak bardzo nienawidziła tej kobiety.

– I pękać? – praktycznie zwijała się w swoim stelażu, ciągnąc za wysychającą skórę.

– Co? Ach! Wysycham! Och, słodkie niebiosa. Nawilżcie mnie, nawilżcie mnie! Gdzie są moi chirurdzy? Moi kochani chłopcy! Jest za gorąco! – Oczy kobiety gorączkowo przeszukiwały pokój, zatrzymując się na Doktorze i Rose – Zlituj się! Nawilż mnie! Och, och, doktorze. Przepraszam. Zrobię cokolwiek. – Rozciągnięta skóra Cassandry wiła się w ramie. Rose widziała strach w oczach kobiety, zupełnie jak wtedy, gdy widziała ją ostatnim razem, gdy kobieta umarła na dobre. Rose przekręciła się w ramionach Doktora.

– Pomóż jej

– Wszystko ma swój czas i wszystko umiera – Nie. Tym razem nikt nie umarł, więc dlaczego nadal odmawiał jej pomocy? Spojrzała w jego oczy. Były ciemne i zdeterminowane, Nadchodzący Sztorm był w nich, wirując w niebieskich głębinach, czekając aż Cassandra eksploduje. Ni emogła pozwolić mu zrobic tego samemu sobie. Rose odepchnęła Doktora i złapała dzban wody, wylewając ją na skórę kobiety. Pochyliła się bliżej trampoliny.

– Przykro mi Cassandra, przykro mi, że myślisz, że nie jesteś wystarczająco piękna. Ale prawie zamordowałaś dziś ludzi – spojrzała w przerażone, wytrzeszczone oczy kobiety – Będziesz żyć z konsekwencjami – wycofała się, nie patrząc na zdziwiony wyraz twarzy mokrej skóry kobiety. Rose odstawiła dzbanek i odwróciła się, podnosząc wzrok na Doktora. Stał tam, zszokowany. Pokręciła głową i minęła go. Nie mogła uwierzyć, że po prostu tam stał.


Rose siedziała w pustej galerii i wpatrywała się w pozostałości Ziemi. Znowu to przegapiła. Była w połowie drogi do TARDIS, kiedy poczuła, że stacja się trzęsie. Rose patrzyła na swoje ręce, oparzenia wyglądały źle, jej skóra była czerwona i krwawiła, trzęsły się z powodu uszkodzonych nerwów. Zrozumiała ostatnim razem. Cassandra pozwoliła ludziom umrzeć, chciała ich zabić, żeby zarobić na operacje, chciała po prostu czuć się piękna. To było smutne i okropne, ale tym razem nic takiego się nie udało. Tym razem Doktor nadal nic nie zrobił. Patrzył na nią tymi ciemnymi oczami, widział jak pęka. I nic nie zrobił.

Rose westchnęła i odchyliła głowę do tyłu. Udało jej się, uratowała ludzi, z pomocą Profesor. Ale dlaczego nadal czuła się okropnie? Sięgnęła, by odgarnąć kosmyk włosów, zanim przypomniała sobie o uszkodzonych dłoniach.

Za nią przemknęła jakaś postać.

– Wolałbym nie rozmawiać z tobą po tym, co się stało.

– Ja też nie chciałabym z nim rozmawiać – Rose odwróciła się, oszołomiona widokiem rudowłosej stojącej za nią. Kobieta o kręconych włosach uśmiechnęła się i pochyliła, aby usiąść obok niej – Jeśli to ma znaczenie, zrobił to dla ciebie – Rose posłała jej pytające spojrzenie. Profesor uśmiechnęła się i oparła na łokciach, patrząc na wirujące wokół stacji asteroidy. – Jesteś ranna – Wskazała dłonie Rose – Może jeszcze o tym nie wie, ale troszczy się o ciebie. Bardzo głęboko – Uniosła sugestywnie brwi. Rose odwróciła głowę, a Profesor parsknęła śmiechem.

– Ale mimo to… – Rose pokręciła głową i spojrzała na swoje dłonie –Zapomniałam, jak mroczny potrafi być

– Jest dobry w ukrywaniu tego – Rose westchnęła i odchyliła głowę do tyłu

– Chciał po prostu pozwolić jej umrzeć

– Tak, chciał – odpowiedziała Profesor – Ale gdyby to on został ranny, czy nie zrobiłbyś tego samego? – Rose zawahała się. Czy ona zrobiłaby to samo? Kiedy został uwięziony przez Isolusa, była wściekła, ale to było tylko dziecko. Ale co by było, gdyby tak nie było. Kochała go, chciała, żeby był bezpieczny... jej Doktor.

– Ja…

– Nie jesteś złą osobą, Rose. Ale właśnie dlatego jesteście sobie potrzebni. Musicie siebie nawzajem hamować – Profesor objęła ją ramieniem – Chronisz tych, których kochasz, i nie ma w tym nic złego – Wstała i odwróciła się przez ramię – W końcu to właśnie robią wilki – Głowa Rose odwróciła się w jej stronę. Kobieta mrugnęła do nieji wybiegła z pokoju, zostawiając Rose gapiącą się za nią. Kiedy Rose wstała, podążając za dziwną kobietą, a przez jej umysł przelatywały miliony pytań, Doktor wszedł do pomieszczenia. Powolne kroki stukały o podłogę, gdy mężczyzna podszedł i ostrożnie stanął obok niej. Rose odwróciła się na jego widok, a jej myśli kotłowały się w głowie. Była wściekła, wściekła na niego, ale słowa Profesor odbijały się echem w jej głowie i nagle nie miała już siły, żeby teraz się nim zajmować. Kolana jej się zatrzęsły i upadła, osuwając się na schody. Doktor powoli usiadł obok niej, na wpół zwrócony do niej.

– Daj – wyciągnął znacząco rękę i spojrzał na nią. Rose spojrzała mu w oczy. Ciemność zniknęła, zastąpiona przez uspokajające spojrzenie. Delikatnie położyła swoje dłonie na jego dłoniach. Wyciągnął śrubokręt i delikatnie przesunął nim po jej oparzeniach – Mogło być gorzej, wiesz – Brzęczący dźwięk mrowił jej dłonie. Uczucie zszywającej się skóry było lekko niekomfortowe, ale chłodne, pewne dłonie, które obejmowały jej własne, złagodziły swędzenie – To, co zrobiłaś… dla Cassandry… – Rose się odsunęła

– Dlaczego nie… – Znów sięgnął po jej ręce i zacisnął je w swoich – Dlaczego po prostu patrzyłeś?

– Skrzywdziła cię – Spojrzał na jej dłonie. Róża zagapiła się na niaego. Profesor miała rację, próbował ją chronić

– Sama zrobiłam sobie krzywdę, ona mnie nie zmuszała – Cofnęła ręce. To niesprawiedliwe z jego strony, że zwalał to na nią. Jeśli została ranna, to została ranna, to nie była wina Cassandry, przynajmniej nie całkowicie. Twarz Doktora się wykrzywiła. Wstał gwałtownie i stanął przed nią, wchodząc w jej przestrzeń osobistą

– Mogła cię zabić. Chciała zabić wszystkich!

– Podobnie Nestene! – Rose wstała i odepchnęła go. Zatrzymał się i popatrzył, wychylając się z jej przestrzeni, gdy spojrzała na niego gniewnie – Każdy powinien dostać szansę. Prawda, Doktorze? – Jego oczy rozszerzyły się na widok jej gniewu. Oddychał głęboko i powoli, a kontrolowana wściekłość przetaczała się przez niego falami. Następnie odwrócił się, spinając ramiona i spoglądając na pozostałości Ziemi.

– Doktorze? – Zwiesił głowę. Zacisnął pięść koło boku, mocno ściskając sonika w dłoni
–Masz rację. Ja po prostu… – Odwrócił się do niej –Nestene to co innego

– Jak? – Rose położyła dłoń na jego ramieniu, ściskając skórę. Jego mięśnie napięły się pod nią –Dlaczego było to coś innego?

– Po prostu było… – Wzruszył ramionami, odrywając się od jej dotyku i od niej. Rose odwróciła się, obejmując się ramionami. Było o wiele łatwiej, kiedy nie wiedziała o jego bólu; co zrobił ze swoją planetą. Kiedy uważała, że jest nieomylny, zabicie Cassandry było sprawiedliwością. Ale teraz widziała w nim tylko egoistyczny gniew. Musi mieć rację i sam wymierzyć sprawiedliwość. Sędzia, ława przysięgłych i kat. Rose odwróciła się rozczarowana i ruszyła w stronę drzwi.

– Skąd wiedziałeś, że to ona? – Szepnął w ciszy. Rose zatrzymała się – Mówiłaś, że wiesz, kto to był. Jak zgadłaś, że to Cassandra? – Doktor mówił dalej, odwrócił się ku jej wycofującej się figurze. Umysł Rose się zatrzymał, a jej gniew powoli rozproszył się w zimny strach, który sprawił, że dreszcz przebiegł jej po plecach i do jej brzucha. Poczuła szum TARDIS w myślach. Przełykając, odpowiedziała drżącym głosem

 – Profesor Tyler. Powiedziała mi, że coś jest nie tak z Cassandrą, kiedy poszłam z nią porozmawiać – Poczuła, jak TARDIS przewraca oczami lub jakikolwiek odpowiednik tej czynności, jaki posiadała jako świadoma maszyna. Robię co mogę, ty spróbuj okłamywać Time Lorda, będąc na niego wściekłą. Mimo to skrzywiła się, słysząc swoją wymówkę.

– A steward? – Ruszył w stronę jej pleców, czuła, jak jego oczy obserwują jej spięte ramiona – Rose… – Wyciągnął do niej rękę, a ona odsunęła się od jego wyciągniętej dłoni i spojrzała na niego.

– Widziałam, jak wychodził za mną, kiedy siedziałam sama, zanim ulepszyłeś mój telefon – Wzruszyła ramionami – Trochę rozmawialiśmy i martwiłam się, że coś mu się stało, gdy stacja się zatrzęsła. Czy to w ogóle ważne?

– Rose, ty… – Przerwał, zmarszczył brwi i Rose poczuła, jak jego wzrok wwierca się w nią. Kobieta skrzyżowała ramiona na piersi i zerknęła na drzwi. Westchnęła – Okej, Shareen zawsze powtarzała, nie kłóć się z wyznaczonym kierowcą. Następnym razem będę grzeczna, powiem ci, co wiem”.

– Następnym razem?

– No tak, myślałam… – Czy nie chciał, żeby z nim była? – Pomyślałam, że chcesz, żebym została trochę z tobą? – Oczy Doktora złagodniały

 – Cóż, tak. Byłaś genialna, Rose – Przyciągnął jej dłoń do swojej piersi, patrząc na świeżą różową skórę – Absolutnie fantastyczna – Rose uśmiechnęła się, słysząc jego lekki ton, brzmiał, jakby się uśmiechał. Nadal się martwił, kwestionował jej historię, ale przynajmniej nie chciał, żeby odeszła – Tylko żadnego uciekania, żebym nie wiedział, dokąd idziesz.

– Wiesz co… – Rose szturchnęła go w ramię. Musiał czymś zająć myśli, a ona chciała się zrelaksować. „-zabierz mnie na frytki.

– Frytki? – Jego brwi opadły w zdziwieniu.

– Tak, możesz postawić – Wsunęła język między zęby i pociągnęła go w stronę TARDIS – Zadośćuczynienie za to, że nie widziałam śmierci Ziemi i moje biedne dłonie – Pomachała mu wolną ręką przed twarzą.

– Nie mam pieniędzy – Pozwolił się wyprowadzić z pokoju.

– Co z Ciebie za randka? – Zachichotała, odpychając od siebie wszystkie myśli z wyjątkiem frytek i Doktora – No dalej, sknero, ja stawiam. Mamy tylko pięć miliardów lat do zamknięcia sklepów – Roześmiał się i zamknął za nimi drzwi.

Komentarze

MIĘDZYWYMIAR poleca:

On znowu to robi.

Wstęp

Kij od miotły - DRABBLE