Reunited Again

autorka: shadow234ali

tłumaczka: Thalia

Oryginał

Nazywam się Rose Tyler i tak się składa, że podróżuję (choć wydaje mi się, że teraz powinnam powiedzieć, że podróżowałam) z Doktorem. Nie wiesz kim jest Doktor? Cóż, mówiąc zwięźle i jak zakładam - na temat.. Jest 900 letnim kosmitą. Time Lordem, aby być dokładnym. Podróżuje dookoła świata w dużej niebieskiej budce policyjnej, która jest jego statkiem. Nie jest to naprawdę budka policyjna. Tylko wygląda jak jedna z nich.


Dzisiejszy dzień miał być dniem mojej śmierci. Dzień Zagłady, jak wolę go nazywać. Oczywiście nie umarłam na prawdę, jedynie dla tych w innym świecie. Cóż, oni zakładają, że tak się stało, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie przebywam w tym samym kosmosie co oni.


Niefortunnie utknęłam w równoległym świecie. Jeśli nie wiesz czym są światy równoległe, to proponuję ci obejrzeć Star Trek, lub coś tego rodzaju. Oh, wiem! Obejrzyj kilka filmów sci-fi. Może wtedy zrozumiesz o czym mówię.


Widzisz, była wojna. W Canary Wharf. Wojna pomiędzy Dalekami i Cybermenami. Obie rasy podróżowały przez pustkę, by dostać się do tego świata, przy pomocy Torchwood. Pustka, to martwa przestrzeń pomiędzy światami równoległymi. Możecie znać ją pod nazwą "piekło". A Torchwood to idioci, którzy postanowili przywołać duchy, by chodziły po Ziemi, by zdobyć trochę mocy. Okazało się, że duchy są Cybermenami.


Torchwood kontynuowało sprowadzanie duchów w coraz większych ilościach, czyniąc je potężniejszymi. Nie wiedząc o tym powoli niszczyli nie jeden, ale dwa światy. Zderzały się one ze sobą i kto miał to naprawić zanim będzie za późno?


Oczywiście powinniście już znać odpowiedź na to pytanie.


Doktor.


Otworzył most, w jednym ze światów, wciągnął wszystkich Daleków i Cybermenów do piekła. Też tam byłam. Trzymaliśmy się tych wielkich zaciskowych rzeczy, bo też jednego razu przenieśliśmy się przez pustkę. Jedyny problem był taki, żę jedna z dźwigni zaczęła się wyłączać. Musiałam coś zrobić, więc próbowałam pociągnąć ją z powrotem do góry. Most był znów otwarty, a ja trzymałam się ze wszystkich sił. Ostatecznie nie byłam w stanie się utrzymać i zaczęłam lecieć w jego kierunku.


Piekła.


Leciałam wprost w kierunku piekła.


Mogłam usłyszeć jego, jak krzyczy moje imię. Jego twarz była wykrzywiona w bólu. Krzyczałam i to miał być mój ostatni krzyk, a przynajmniej tak myślałam. Ale wtedy mój tata z równoległego świata (to jest trochę trudne do wytłumaczenia, ale on jest moim tatą, ale nie jest, bo jest z tego równoległego wszechświata, rozumiesz?) uratował mnie w ostatnim momencie i tak utknęłam w równoległym wszechświecie. 


Byłam tak zagubiona. Pusta. Straciłam mojego Doktora. Obiecałam mu wieczność, ale zostaliśmy rozdzieleni.


Dlatego teraz stoję, wypłakując sobie serce, z Doktorem stojącym przede mną. Ale tak naprawdę go tu nie ma. To tylko projekcja. Nadal utknął w innym wszechświecie. We wszechświecie, do którego należę. We wszechświecie, w którym powinnam być. Jest w TARDIS. Miejscu, które nazywałam domem. I żegnaliśmy się ze sobą, mimo że nie powinniśmy musieć tego robić.


"Co będziesz robił?"


"Oh.. mam TARDIS. To samo stare życie. Ostatni z Time Lordów."


"Całkiem sam?"


Przytakuje. Nie powinien być sam. Nie zasługuje na to, by być sam. Chcę powiedzieć wszystko to, co kiedykolwiek chciałam mu powiedzieć, ale słowa wyparowują mi z głowy. I tak nie miałabym wystarczająco dużo czasu.


"Ko–"


Jestem w stanie to zrobić. Jestem w stanie mu powiedzieć. Powinien wiedzieć. On musi to wiedzieć.


"Kocham Cię"


W końcu to powiedziałam. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Kocham go całym moim sercem i duszą. Łzy płyną po mojej twarzy i wiem, że wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście, ale nie obchodzi mnie to.


"Całkiem słusznie"


Nie jestem zaskoczona. To tekst bardzo w stylu doktora. Nie mogę nic poradzić na to, że się uśmiecham. Jestem smutna i szczęśliwa jednocześnie, ale gdy zniknie znów będę odczuwać pustkę.


"I przypuszczam... jeśli to ostatnia szansa, by to powiedzieć..."


Wpatruję się w jego oczy i nie mogę uwierzyć, że zamierza to powiedzieć...


"Rose Tyler..."q


Ale nie zdążył. Nie ma go, a ja miałam rację. Uczucie pustki wróciło.







Minął prawie rok od tego dnia. Cóż, stanie się to za pięć dni. Nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu odkąd widziałam go po raz ostatni. Wydaje mi się, żę minęło go dużo więcej. Cały ten czas, a ja nadal tęsknię za nim tak samo mocno.


Pracuję teraz w Torchwood. Jestem konsultantką do spraw obcych. Staram się żyć fantastycznym życiem, tak jak mnie prosił, a to oczywiście znaczy, że kosmici muszę być ujęci w jakiejś formie, ale to nie to samo. Życie z nim było fantastyczne. Podróżowanie na inne planety. Uciekanie, by uratować skórę. Codzienne ratowanie wszechświata. To fantastyczne życie. Nie siedzenie przy biurku w eleganckich ciuchach i gadanie o kosmitach.


Praca którą wykonuję nadal czasami jest wyczerpująca, częściej nudna, zwłaszcza, gdy przewiduje czytanie starożytnych ksiąg, jedna po drugiej, by znaleźć kosmiczny artefakt, więc okazjonalnie w tych nudnych chwilach pozwalam mojemu umysłowi wrócić do czasów, gdy żyłam z Doktorem. Jestem zaskoczona, że potrafię powstrzymać łzy, ale to już nic nie znaczy. Nic nie może zmienić faktu, że utknęłam tu, a on jest gdzieś tam, w innym świecie. 


Zamierzam odwiedzić Zatokę Bad Wolf w dzień, w którym widzieliśmy się ostatni raz. Tylko jako dowód pamięci. Wyruszam sama, żeby móc siedzieć i wspominać, bez martwienia Mickiego albo mamy myślącej, żę nadal tkwię w przeszłości.


Ruszyłam dalej ze swoim życiem. Cóż, staram się to zrobić, ale oni zdają się nie rozumieć, że zajmie mi to trochę czasu. Upewniłam się, że nie zostanę ściągnięta do pracy przez następny tydzień, bo wyjeżdżam jutro.





Siedzę na plaży, wpatrując się w ocean. Obserwowanie fal, nakładających się na siebie jest uspokajające. To dobre miejsce, by usiąść i wspominać. To dziwne myśleć, że minął rok. Jego obraz w mojej pamięci już zanika. Tylko małe fragmenty, ale nie mogę nie myśleć, że pewnego dnia nie będę w stanie przypomnieć sobie jak wyglądał i jestem prawie pewna, że moje serce złamie się (jeszcze bardziej) przez ten fakt. 


Nikogo innego tu nie ma. Tylko mile pustej plaży wokół mnie.


Zastanawiam się, co on teraz robi...




Doktor skakał w górę i w dół w TARDIS. W końcu znalazł sposób, by wygenerować wystarczającą ilość energii, by przedostać się do równoległego świata i odzyskać Rose. Tak naprawdę było to dość proste. Wszystko co musiał zrobić, to przenieść się do początków wszechświata i wciągnąć tyle energii, by zasilić TARDIS na dwie podróże. Przy pomocy dwurdzeniowych ekstraktorów energii, które zbudował, pomogłoby mu to dostać się do Rose bez uszkadzania zarówno TARDIS, jak i obu wszechświatów. 


Później będą znów razem, tam gdzie należeli, zwiedzając wszechświat. To znaczy, jeśli Rose nadal chciała z nim być. Nie mógł powstrzymać dręczących go wątpliwości.


Co, jeśli nie będzie chciała wrócić? Co, jeśli jej życie w tamtym świecie było lepsze, niż to, które miała z nim? Co, jeśli zakochała się w kimś innym i chciała zostać? Co, jeśli zdecydowała się poślubić Mickiego? Nie, żeby był złym facetem, ale co jeśli poszła i wyszła za Idiotę-Mickiego, podczas gdy on starał się znaleźć sposób, by znów byli razem?


To tylko część z wątpliwości jakie zaciemniały jego umysł, ale gdyby chociaż nie spróbował jej odzyskać, żałowałby tego przez resztę swojego życia.


Warto było spróbować i teraz miał moc i ustawione współrzędne. Wszystko co musiał zrobić, to nacisnąć duży czerwony guzik. Zawsze uwielbiał naciskanie dużych czerwonych guzików. Wydawały się takie groźne. Kuszące, by je nacisnął, mimo iż nie powinien.


Więc to zrobił.


Nacisnął wielki, czerwony, przerażający guzik i poczuł dwa światy zderzające się ze sobą, gdy Tardis przemknęła między nimi.





Rose nie mogła zrozumieć dlaczego życie musi być tak niesprawiedliwe. Nie chciała być na tym świecie i pracować dla Torchwood. To głównie oni rozdzielili ją i Doktora. Chciała być znów gdzieś tam, walcząc z potworami. Jedynym powodem, dla którego dla nich pracowała było to, by być bliżej niego, w jakikolwiek sposób.





Na piaskach zatoki Bad Wolf panowała cisza. Wiatr wiał a morze cicho rozbijało się o plażę. Całkiem niedaleko, młoda, blondwłosa kobieta siedziała, wspominając przeszłość. Jedyną rzeczą jaka rujnowała spokojną atmosferę był dźwięk silników. Silników, które przedzierały się przez wiatr. To powodowało, że morze pokryło się strachem przed czymś, co nie powinno znajdować się w tym wszechświecie, jednak w sprawiało, że serce młodej blondynki podskakiwało z radości.


Znała te silniki. Kochała te silniki i maszynę, do której należały i mężczyznę, który posiadał maszynę, której silniki brzmiały w ten sposób. Bo widzisz, rozpoznała najpiękniejszy dźwięk we wszechświecie.


To był dźwięk TARDIS.





Tardis trzęsła się i wirowała, gdy przeciskała się przez pustkę, sprawiając, że Doktor obijał się po ścianach, desperacko próbując złapać, chwycić się czegokolwiek. Iskry tryskały z wirnika czasowego, podczas gdy ten kręcił się coraz mocniej i szybciej. Potem, przestał, zderzając się z Ziemią. 





Rose mogła usłyszeć dźwięk Tardis głośniej i głośniej. Nie mogła w to uwierzyć, Wrócił po nią. Naprawdę znalazł sposób, by do niej wrócić. Rozejrzała się, próbując ujrzeć pojawiający się obrys Tardis. Wtedy go zobaczyła.


Po drugiej stronie plaży. Pobiegła więc, tak szybko, jak pozwoliły jej nogi. Próbując dostać się do Tardis, w razie, gdyby miała znów zniknąć. W razie, gdyby to nie było prawdziwe, a ona jakimś cudem spała. To musiało być prawdziwe, więc po prostu dalej biegła.





Światła migały bezradnie, gdy Doktor wstał ostrożnie. Czuł się oszołomiony. Nie tylko z powodu wyboistej przejażdżki, ale też ze względu na fakt, że uderzył głową w kolumnę, gdy Tardis wylądowała.


Później przypomniał sobie o Rose. Miał nadzieję, że plan zadziałał i nie miał własnie wejść w wielki stos niczego. Na niepewnych nogach podszedł do drzwi, potykając się o własne nogi. Otworzył drzwi i ostrożnie wyszedł, zauważając, że znajduje się na plaży.





Mogła go zobaczyć. Był tak blisko. Próbowała krzyczeć, ale wiatr porywał jej słowa. Wtedy zauważyła, że coś jest nie w porządku.





Głowa bolała go niemiłosiernie. Zmrużył oczy pod jasnymi promieniami świecącego słońca. To sprawiało, że głowa bolała go jeszcze bardziej. Ciało wydawało się cięższe niż pamiętał by było.


Próbował zrobić krok do przodu, poza zasięg słońca, gdy jego wzrok się zamazał. Poczuł jak nogi uginają się pod nim, gdy ukląkł na piasku. Ciemność przejęła go, gdy padł nieprzytomny.





Widziała jak upada. Krzyczała do niego. Coś musiało mu się stać, gdy starał się tu dostać. Przyspieszyła tempa. Była już tak blisko.


Nie ruszał się. Co jeśli umierał? Nie, nie mogła tak myśleć! Prawdopodobnie tylko zemdlał, albo coś takiego.


Gdy w końcu do niego dobiegła, uklękła obok, by sprawdzić czy oddycha i czy ma puls. Na szczęście dla niej, miał oba, ale nadal się nie poruszył.


Nie mogła uwierzyć, że tu był. Był prawdziwy. W końcu wracała tam, gdzie należała, po całym, długim roku bez niego.





Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, gdy się obudził, był zabójczy ból głowy. Jęknął, gdy ten uderzył go z pełną mocą. Czuł dłonie. Ktoś miał na nim swoje dłonie. Potem sobie przypomniał - świat równoległy - Tardis wirującą poza kontrolą - Jego samego, uderzającego się w głowę - Lądowanie na plaży... plaży Bad Wolf - Świat blednący przed oczami!


To było prawdziwe. To się stało. Rose... co z Rose?


Powoli otworzył oczy, przyzwyczając się do jasnego słonecznego światła. Mógł zobaczyć postać. Zaraz nad nim, tak po prawdzie. Powoli obraz zaczął się wyostrzać.


I tam była ona.


Rose. Jego Rose.


"ROSE!" mógł poczuć, jak kąciki jego ust rozciągają się niemożliwie wysoko. "Jesteś tu!"


"Tak, tak jak ty! Co się stało do siabła?"


"Oh..." próbował usiąść "Ohhh, moja głowa!"



----------------


To nie może być prawda. Obudzę się, a to jest sen...  Rose gapiła się na niego. Czuła jego dłoń w swoich.


To było prawdziwe


Właśnie powiedział jej co się stało. W teraz tak bardzo jak chciała zacząć podróżować, musiała najpierw się pożegnać.


Z rodzicami. Z Mickim. Z jej życiem w tym wszechświecie.


"Rose...?"


Znów się uśmiechnęła. "Tak?"


"Nie poślubiłaś Mickiego, prawda?"


"Co-?"


----------------


Tardis stała spokojnie, na podwórzu rezydencji Tylerów. W domu natomiast, działo się coś całkiem innego.


— AAAAAAAAAAŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁ! — krzyknął Doktor, łapiąc się za twarz w przypływie bólu.

— Mamo! Zostaw go w spokoju! — Doktor skulił się za Rose, używając jej jako tarczy. Jackie stała, jej oczy żarzyły się, dłonie oparte miała na biodrach.

— Zasługiwał na to! Rok bez niego, byliśmy szczęśliwi! A teraz on musiał wrócić i wszystko zepsuć! — Doktor wpatrywał się w podłogę. Wiedział, że nawet jeśli próbowałaby spojrzeć Jackie w oczy, gdy ta jest zła, mogłoby to skończyć się czymś więcej niż spoliczkowaniem. Ostatnim razem gdy złapał z nią kontakt wzrokowy próbowała uderzyć go w głowę patelnią. Jeszcze poprzednim razem był to czajnik. Szczęśliwie dla niego Rose była tam, by powstrzymać wszelkie urazy przed faktycznym powstaniem.


Szczęśliwie się też składało, że tym razem nie byli w kuchni.


— Mamo, nie należę tutaj. Miałyśmy wspólne życie, ale gdy spotkałam Doktora, moje życie się zmieniło. I tak bardzo jak Cię kocham, nie mogę tu zostać. — Jackie spojrzała ponad ramieniem Rose, wskazując palcem na Doktora.

— Opiekuj się nią, słyszysz mnie! Jeśli dowiem się, że znów ją skrzywdziłeś, znajdę Cię! — Doktor przełknął głośno ślinę. 

— Nie skrzywdzę jej. Masz moje słowo! — powiedział szczerze.

— Rose, czy kiedykolwiek będziesz mogła wrócić?

— Nie wiem — powiedziała Rose, przed zwróceniem się do Doktora — Możemy?

— Czasami. Raz, może dwa razy do roku

— Napradę? — głos Rose wypełniony był ulgą. Nie żegnała się na zawsze.

— Lepiej wróćcie na święta, bo Jamie przyjeżdża — powiedziała Jackie, wpatrując się w Doktora.

— oczywiście, wrócimy


----------------


Rose łzawie pożegnała się z Mickim, stojąc przed Tardis. Był dobrym przyjacielem i będzie za nim tęsknić.

— Uważaj na siebie, dobrze?

Uśmiechnęła się przez łzy — Oczywiście, Micks — Pomachała do rodziny ostatni raz, przed powrotem do domu.

— Gdzie chcesz ruszyć najpierw? — zapytał Doktor, odpalając silniki. Wytarła łzy, po czym uśmiechnęła się tak szeroko, jak tylko była w stanie

— Gdziekolwiek.


Na zewnątrz rodzina Tyler (i Mickey) stali, patrząc jak Tardis znika. Mickey uśmiechnął się. Tak bardzo jak miał tęsknić za Rose, wiedział w głębi serca, żę Doktor znajdzie sposób, by do niej wrócić.


Przynajmniej teraz będzie szczęśliwa

Komentarze

MIĘDZYWYMIAR poleca:

On znowu to robi.

Wstęp

Kij od miotły - DRABBLE