A Bottle od Bubbly
Autor: TenRose4ever
Tłumaczka: Thalia
Rose Tyler wyszła, wchodząc w noc. Drzwi pubu zamknęły się za nią, wyciszając ochrypłe krzyki, wiwaty i niekończące się rozmowy. Kiedy stanęła na progu, bańka ciszy otuliła ją niczym uścisk, po czym rozpłynęła się w mieście, zastąpiona ciągłym hałasem ruchu ulicznego. Wzięła głęboki oddech, pozwalając, aby zimne powietrze wypełniło jej płuca i oczyściło zawroty głowy. Była sama.
Jebany Nowy Rok, a ona była sama. Nie do końca tak planowała swój wieczór, ale przysięgała sobie, że to ostatni cholerny raz, kiedy Jimmy Stone, jej zdradzający były chłopak, dostanie kolejną szansę na zrujnowanie jej życia.
Ale Rose nie chciała teraz o nim myśleć. Był teraz oficjalnie częścią jej przeszłości i mógł zgnić w piekle, jesli o nią chodzi. Tak naprawdę chciała myśleć o tym, jak miło spędzić resztę wieczoru i powitać Nowy Rok w należytej oprawie. Miała już dobry początek od kilku kieliszków wina i kilku shotów. Przypuszczała, że mogłaby wypróbować kilka różnych miejsc (z dala od Jimmy'ego-palanta) i zrobić sobie standardową rundkę po starych pubach, w pojedynkę. Uważała, że ubrana tak zajebiście nigdy nie rozstanie się bez drinka w ręku i prawdopodobnie nie będzie miała problemu ze znalezieniem faceta, żeby go wyrwać.
Przejeżdżał samochód, pijani kretyni wywieszali się przez okno pasażera, wrzeszcacz na nią i gadając jakieś bzdury, że „przez całą noc będzie ogladała fajerwerki”. Ciaśniej owinęła się płaszczem i westchnęła. Po namyśle stwierdziła, że pieprzenie się z zupełnie nieznajomymi nie było w jej stylu. Może zamiast tego mogłaby spotkać się z Mickim w lokalu niedaleko blokowiska. Przy odrobinie szczęścia, może namówiłaby go, żeby zabrał ją do domu na luźne bzykanko z okazji Nowego Roku. Nie byłyby to może fajerwerki, ale przynajmniej byłoby to bezpieczne i znajome. I nie byłaby sama. Mickey nigdy nie potrafił jej odmówić.
Ale wtedy – westchnęła i opadły jej ramiona – będzie musiała się wytłumaczyć, odpowiedzieć na wszystkie jego wścibskie pytania, przyznać się do rzeczy, które wolałaby na razie zachować dla siebie. Już niedługo wszyscy się dowiedzą. Bez wątpienia o świcie n ablokowisku zaroiłoby się od plotek o jej kłótni z Jimmym. Poza tym miałaby odbić Mickiego Trishy Delaney. To nie było sprawiedliwe, robić Trishy dokładnie to samo, co właśnie jej zrobiono.
– Na litość boską – prychnęła, potykając się na chodniku z głową zalaną alkoholem – Martwię się, że zranię uczucia Trishy Delaney. Głupiej krowy! Najwyraźniej za dużo o tym myślę. Co więcej, jestem w stanie zbyt intensywnie o tym myśleć i mówię do siebie… Kurczę, potrzebuję jeszcze jednego drinka
Wyruszając w poszukiwaniu innego pubu (tylko na drinki, bez wyrywania facetów, przypomniała sobie), ruszyła ulicą, kołysząc się niepewnie na zbyt wysokich obcasach i ściągając w dół za krótką sukienkę, gdy przenikliwy wiatr wiał przez zbyt przezroczysty materiał jej rajstop. To było chujowe, całe to skakanie z pubu do pubu. Tak naprawdę pragnęła tylko czegoś mocnego do picia, ciepłego mieszkania i telewizora. Będzie sama, ale będzie jej ciepło i przy odrobinie szczęścia, będzie totalnie najebama na długo przed północą.
Podjęła decyzję, wskoczyła do najbliższego autobusu i pół godziny później, gdy efekty wcześniejszych drinków całkowicie wyparowały, pobiegła do całodobowego Tesco niedaleko osiedla. Skierowała się bezpośrednio do alejki z alkoholem, przekonana, że tak naprawdę tym, co chce wnieść w Nowy Rok, jest butelka szampana.
Sklep był prawie pusty, jeśli nie liczyć kilku nieszczęsnych pracowników, którzy wyciągnęli krótką słomkę na nocną, cmentarną zmianę, więc była zszokowana, gdy zobaczyła innego klienta w alejce z alkoholem, stojącego przed półkami z winami, z ręką na szyjce ostatniej butelki wina musującego.
– Oi! To moja butelka, koleś! – Mężczyzna odwrócił się do niej, jego brwi zmarszczyły się pytająco nad orlim nosem
– Przepraszam? – rzucił wyzwanie z silnym manchesterskim akcentem.
– To moja butelka – powtórzyła.
– Nie – włożył butelkę do koszyka z zaciśniętymi ustami – nie jest twoja – Bez kolejnego słowa, odwrócił się do niej plecami i długimi krokami odszedł wzdłuż alejki.
– Kurwa – wymamrotała Rose przez zaciśnięte zęby i rzuciła się za jego oddalającą się postacią – Oj, proszę Pana! Proszę Pana! – Dogoniła go, gdy dotarł do końca przejścia, i pociągnęła za wytarty skórzany rękaw jego kurtki. Odwrócił się i przewrócił oczami na jej widok
– Och, to znowu ty!
– Tak, to ja. Witam! Właścicielka tej butelki napoju gazowanego – Podeszła do niego bokiem i posłała mu, jak miała nadzieję, zwycięski uśmiech. Wsunęła nawet język między zęby. To zawsze powodowało, że faceci ślinili się na swoje koszulki. Ku rozczarowaniu Rose, mężczyzna pozostał niewzruszony, z kamienną twarzą jak zawsze. Potem z parsknięciem odwrócił się i jeszcze raz odszedł od niej.
– Oj! Gościu! – krzyknęła, chcąc go ponownie dogonić – Nie możesz tak po prostu odejść! – Nawet nie zwolnił kroku
– Tak, mogę. Oto jestem. To ja, odchodzący – Wyzywająco potrząsnął koszykiem.
Rose wiedziała, że powinna w tym momencie odpuścić, wrócić do półki z alkoholami i znaleźć coś innego do picia, ale była zdecydowana mieć to wino. Po tym, jak zrujnowała jej się noc, uznała, że zasługuje na coś wyjątkowego
– Hej, proszę pana! Daj spokój! Nie możesz tak po prostu odejść. To niesprawiedliwe. Prosze pana! Proszę– Oooch! – Prawie na niego wpadła, gdy nagle zatrzymał się przed nią. Odwrócił się i spojrzał na nią
– Wydaje mi się to w porządku. To niesprawiedliwe, że nie pozwalasz mi w spokoju zrobić zakupów. A teraz uciekaj! – Rose nie ustępowała, napotykając jego spojrzenie. Był wysoki, sporo starszy od niej, ciemny i ponury, a jego rysy były niekonwencjonalnie przystojne pomimo wojskowej fryzury. Powinna była się przestraszyć, ale zamiast tego zatraciła się w błękitach jego oczu, gdy patrzyły na nią. Skrzyżowała ramiona na piersi
– Wiesz, mogłabym wezwać ochronę! Powiedzieć im, że mi to odebrałeś. Więc to twój wybór. Oddaj to albo zacznę wołać o pomoc – Skrzywił się
– Czy to powinno brzmieć twardo?
– Tak jakby – Zauważył jej blef
– Nie działa – i znowu zaczął iść, ale tym razem ruszyła u jego boku. Nie zamierzała pozwolić mu odejść, nie póki wciąż miał tę butelkę.
– Proszę Pana... potrzebuję tego wina! Gdybyś wiedział, przez co dzisiaj przeszłam
– Musisz dać mi spokój. Wygląda na to, że już dość wypiłaś
– No dalej, Prosze Pana. Proszę
– Nie! I jak już to Doktorze – Rose uniosła brwi, patrząc na niego – Ciągle nazywasz mnie „panem”. Jeśli tak bardzo lubisz używać zwrotów grzecznościowych, lepiej użyj właściwego. Jestem Doktorem.
– Doktorze? Czy to powinno brzmieć imponująco?
– W pewnym sensie tak.
– Jeśli jesteś doktorem, dlaczego robisz zakupy w całodobowym Tesco… w Peckham?
– Mieszkam tu. Zaraz za rogiem – Zatrzymał się przy ladzie z delikatesami i wrzucił do koszyka kilka paczek wędlin i trochę sera.
– Co? Na osiedlu? Musisz być nowy. Nie widziałem cię tu wcześniej.
– To dlatego, że dopiero dziś po południu się wprowadziłem i wypiję tego szampana (czy cokolwiek to do cholery jest), żeby to uczcić
– Cholera, nie sądzę, że kiedykolwiek wcześniej mieszkał tu doktor – Rose zmrużyła oczy i przekrzywiła głowę, zaciekawiona – W każdym razie, co tu robi lekarz? – Nie odezwał się, tylko patrzył na nią oczami zimnymi jak lód, jego szczęka była zaciśnięta i napięta, a Rose przygryzła wargę, żałując, że nie może cofnąć swoich bezczelnych słów. To nie jej sprawa, dlaczego ktoś może potrzebować mieszkań komunalnych – Erm… Doktorze, będzie pan potrzebował trochę chleba do tych innych rzeczy – zaryzykowała, próbując zrekompensować swoją bezmyślność – i trochę mleka i herbaty, może trochę jajek. I kilka puszek fasoli. Nie może się nie udać z fasolą na grzance – Złapała go za ramię i zaczęła prowadzić go przez sklep. Kiedy Rose coś do niego mówiła, zachowywał ciszę, poza tym, że pomrukiwał ze zdziwieniem w odpowiedzi na jej różne pytania, dotyczące przedmiotów, które wkładała do jego koszyka. W końcu, gdy postawiła pudełko z herbatą na szczycie kopca, uśmiechnął się do niej i powiedział:
– Mam nadzieję, że nie próbujesz wkurzyć sobie przychylności, więc zrezygnuję z szampana
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – skłamała z bezczelnym uśmiechem. Szczerze mówiąc, chciała mu tylko wynagrodzić to, że był niegrzeczny, ale miała nadzieję, że może… Wyciągnął butelkę z koszyka, żeby się jej przyjrzeć
– To prawdziwy brytyjski Fizz, wiesz?
– Oh, uroczo! Lekka elegancja. Nie wiem, co to robi tutaj, w Tesco na jebanym blokowisku komunalnym. Chyba uznali, że ludzie nie będą tak bardzo myśleć o kosztach, kiedy ponownie przywitają Nowy Rok.
– Tak, to będzie mnie kosztować rękę i nogę.
– Cena nie ma dla mnie znaczenia. Nie dzisiaj. Chętnie zdejmę ten ciężar z twoich barków, jeśli się wahasz…
– Ekhm… nie. Włożył go z powrotem do koszyka – To jest warte każdego grosza. Mam plany co do tego napoju.
– Tak – mruknęła Rose, przewracając oczami – Ja też miałam – Ruszyli w stronę kasy, każdy pogrążony we własnych myślach
– W takim razie jaka jest twoja historia? – zapytał po kilku chwilach. – Powiedz mi, co sprawia, że tak bardzo zasługujesz na ten elegancki napój w sylwestra? – Rose wzruszyła ramionami, jej problemy wydawały się teraz raczej małe i odległe –No dalej. Mówiłeś wcześniej, że miałeś ciężką noc. Więc?
– Jesteś pewien, że chcesz usłyszeć, jak gadam? To naprawdę żałosne.
– Słuchałem, jak bez przerwy paplasz przez ostatnie dwadzieścia minut. Więc zamieniam się w słuch… i beż żartów z tych głupich… wyrostków, które wiszą mi z boku głowy.
– Nigdy bym tego nie zrobiła! Poza tym nie ma z nimi nic złego. Pasują ci – Nie wyglądał na przekonanego jej komplementem
– No cóż... mów już – nalegał, zmieniając temat z powrotem na Rose i zaczął ładować swoje zakupy do kasy – Czekam na tę wspaniałą opowieść o nieszczęściu
– W porządku, sam o to prosiłeś
– Tak było
– OK, więc dzisiaj wieczorem znalazłem mojego chłopaka (teraz byłego chłopaka, tak przy okazji i bardzo kurwa dobrze!) na tyłach pubu, jak zabawiał się z jedną z kelnerek. To było upokarzające. I lepiej uwierz, że powiedziałam mu, co może zrobić ze swoim cholernym… No cóż, skończyło się na tym, że go uderzyłem (i cholera, było to przyjemne!) i pomyślałem, żeby pójść do kilku innych pubów, ale zdecydowałem, że tak naprawdę chcę po prostu wrócić do domu, obejrzeć odliczanie na kanale sylwestrowym, popatrzeć na fajerwerki i iść spać w spokoju. Chyba po prostu chciałam, żeby wino sprawiło, że poczuję się trochę bardziej… wyjątkowo I tyle. Widzisz? Żałosne. Nie mów, że cię nie ostrzegałem – Pogroziła mu palcem.
– Oi, wcale nie żałosne, panienko, erm… Cholera, nawet nie znam twojego imienia
– Skoro jesteśmy teraz sąsiadami, myślę, że powinnam ci powiedzieć, prawda? Mówi Rose… Rose Tyler
– Miło cię poznać, Rose. Jestem John Smith – odpowiedział
– John Smith? Serio? Twoi starzy nie wpadli na nic lepszego? John Smith? – Jego ramiona zesztywniały
– No cóż, jeśli ci się to nie podoba, możesz po prostu…
– Nie, nie, nie, w porządku. Ładnie , hm… klasycznie – Rose nie mogła powstrzymać uśmiechu, który rozkwitł na jej twarzy, gdy usłyszała jego nagłe oburzenie – Chodzi o to, że od tej chwili zawsze będziesz dla mnie Doktorem.
– Dobrze… – sapnął, potrząsając głową, gdy płacił za zamówienie i zbierał swoje torby – W każdym razie, wracając do twojej opowieści: wydaje mi się, że dobrze walnęłaś tego swojego głupiego małpiego chłopaka
– Byłego chłopaka. I tak, Jimmy to niezły dupek. Szczerze mówiąc, nie czuję się z tego powodu aż tak zmartwiona. Myślałby kto, że będę załamana, prawda? Ale jedyne, co mogę myśleć, to to, że to nie jest wielka strata. Myślę, że minęło wystarczająco dużo czasu; powinienem go rzucić wieki temu – Wyszli z Tesco i skierowali się w stronę Powell Estate. Wzruszyła ramionami i dodała: – Jestem po prostu wkurzona, że zrujnował moje plany na Nowy Rok
– No i bardzo słusznie!
Przez krótki czas szli w nieco niezręcznej ciszy, po czym Rose odważyła się zapytać tajemniczego Doktora więcej informacji
– A zatem… jesteś lekarzem?
–Tak. Przez lata byłem lekarzem w wojsku. Zrezygnowałem ze służby jakiś rok temu. Pomyślałem, że widziałem wystarczająco dużo… – Rose spojrzała na niego, marszcząc brwi z zaniepokojeniem z powodu napięcia wyrytego na jego twarzy
– Jakie masz teraz plany? – zapytała, mając nadzieję, że wyrwie go z niewypowiedzianych okropności, które pozostały w jego przeszłości.
–Zawsze planowałem rozpocząć własną praktykę. Pomyślałem, że mógłbym ją otworzyć tutaj na osiedlu
– Cholera, kolego, tutaj też czasami jest strefa działań wojennych – Chrząknął
– Tym bardziej potrzebujecie lekarza.
– Nie mogę się z tym spierać. Od lat nie mieliśmy lekarza. Poprzedni pewnego dnia zniknął, bez słowa. Po prostu go nie było. Jego klinika nadal tam jest, pomiędzy apteką i pralnia. Nikt jej nie wynajmuje. Założę się, że to okazja!
– Myślisz? – Posłał jej zadowolony uśmiech – Już poczyniłem przygotowania.
– To genialnie! – Rose krzyknęła, chwytając go za ramię i podskakując w górę i w dół – Kiedy będzie twoja?
– Poczatkiem przyszłego tygodnia – powiedział, gdy wchodzili na dziedziniec Powell Estate – Ale minie trochę czasu, zanim uda mi się wszystko odpowiednio przygotować. Poza tym muszę uporządkować mieszkanie. Wszędzie pełno pudeł
– Nie masz kolegów, którzy mogliby ci pomóc?
– Nie. Nie ma nikogo innego. Tylko ja – Jego słowa były bezceremonialne, a głos ochrypły od emocji. Rose patrzyła, jak jego jabłko Adama podskakuje ciężko i chwyciła go za rękę.
– Co się stało, Doktorze? – Znów przełknął i spojrzał na ich złączone dłonie. Rose ścisnęła go nieco mocniej, ale on wyswobodził rękę z jej dłoni, pozostawiając po sobie bolesną pustkę głęboko w jej sercu. Pochyliła głowę.
– Przepraszam. Nie chciałem się wtrącać. Ja tylko... Och, nieważne – Napięta cisza powróciła na kolejną minutę, gdy szli, po czym westchnął.
– Rose, wojna zmienia człowieka. Wróciłem jako zupełnie inny człowiek. Miałem plany. Zamierzałem rozpocząć praktykę, gdy tylko zrezygnuję ze służby. Miałem już gotowe mieszkanie w moim rodzinnym mieście. Ale Nie mogłem sobie z tym poradzić. Za duży bagaż emocjonalny. Przez cały ten czas nie byłem w stanie utrzymać stałej pracy. I straciłem znajomych, dobrych ludzi, bo nie mogli już znieść mojego odpierdalania. Moi przyjaciele, moja narzeczona, tak czy inaczej, wszyscy odeszli i nie mogę ich winić. Taki już jestem, teraz wszystkich od siebie odpycham. – Serce Rose wezbrało współczuciem.
– Teraz masz mnie Zatrzymali się, gdy zbliżyli się do wejścia do budynku Rose, a on potrząsnął głową i przewrócił oczami, posłał jej powściągliwy uśmiech.
– Tak, wygląda na to, że nie mogę się ciebie pozbyć.
– Jestem po prostu za dobra – Uśmiechnęła się do niego promiennie, ponownie wsuwając język między zęby. Tym razem ona zauważył, jego wzrok powędrował do jej ust.
– Nie, jesteś po prostu zbyt pijany.
– Uggghh – jęknęła – Chciałabym. Przecież nigdy nie dostałam butelki ze sklepu – Mrucząc głęboko, gardłowo, sięgnął do torby na zakupy i wyciągnął butelkę wina musującego
– Szczęśliwego Nowego Roku. Weź to, idź do domu i świętuj uwolnienie się od tej cipy. No dalej, zapomnij o mnie, Rose Tyler – Wcisnął butelkę w jej dłoń i odwrócił się, kierując się w stronę budynku naprzeciwko niej.
Rose patrzyła, jak odchodzi, czując się raczej zagubiona. Odrętwiała ruszyła w stronę schodów swojego budynku, z butelką zwisającą z jej palców. Miała swoją nagrodę, ale w jakiś sposób wydawało się to pustym zwycięstwem.
Zatrzymała się i zawróciła. Doktor znajdował się w połowie placu, a jego postać oświetlało przyćmione migotanie bajkowych światełek zawieszonych na balkonach powyżej
– Poczekaj, Doktorze – wypaliła. Kiedy się zatrzymał, nie traciła czasu i ruszyła na spotkanie z nim.
– Myślałem, że mówiłem, żebyś o mnie zapomniała – warknął. Była niezrażona
– Nie pozwolę ci siedzieć samotnie w tym pustym mieszkaniu – Pod wpływem impulsu stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku – Przyjdź do mnie. Mamy i tak nie będzie w domu aż do jutra, a myślę, że oboje zasługujemy na tę butelkę szampana, prawda? Lepiej we dwoje, czyż nie?
– Erm… – Spojrzał na nią z góry, a jego szorstkość zastąpił smutny, delikatny uśmiech, który drażnił kąciki jego ust.
– Nie zamierzam Cię przelecieć – upierała się… trochę zbyt stanowczo. – Cholera! – roześmiała się, a jej policzki płonęły – Chodzi mi o to, że tak po prostu na siebie wpadliśmy – On też się zaśmiał
– A ty próbowałaś ukraść mojego szampana. Tak czy inaczej, nie najlepiej zaczęłaś, szczerze mówiąc.
– Oj! – Złapała go za rękaw i pociągnęła w stronę swojego budynku – Czekaj! Poczekaj – przerwała kilka sekund później, wciągając powietrze – Czujesz frytki?
– Tak tak.
– Morrison musi być nadal otwarty! Chcę frytki!
– Ja też
– A skoro przyniosłeś flaszkę, frytki są na mój koszt! Czekają cię pyszności! Najlepsze frytki na świecie, z Morrison, i są tutaj, na osiedlu. Chodź!
– W porządku! A więc na frytki! A jeśli później nadal będziemy głodni, nie może się nie udać z tostami z fasolą – Oboje się zaśmiali, gdy podnosił torbę z zakupami. Potem ujął dłoń Rose w swoją, a ten gest rozgrzał ją do głębi – Prowadź! – Kiedy szli w stronę frytek, Rose oparła głowę o ramię Johna Smitha i lekko ścisnęła jego dłoń. Jej wieczór, który zaczął się dość nędznie, całkowicie się odmienił i wyglądał bardziej obiecująco, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić. Pomimo jego skłonności do pochłaniania wina, pomyślała, że raczej będzie czerpać przyjemność z bycia sąsiadką Doktora.
– Wiesz co, Doktorze – uśmiechnęła się do niego – Założę się, że będziemy mieli naprawdę wspaniały rok!
Komentarze
Prześlij komentarz